4 sierpnia AI opublikowała raport, w którym jednoznacznie obwiniła Ukrainę o naruszanie międzynarodowego prawa humanitarnego (MPH), przede wszystkim w zakresie narażania na niebezpieczeństwo ludności cywilnej, głównie w wyniku lokowania baz wojskowych w pobliżu szkół i szpitali. W raporcie w żaden sposób nie odniesiono się do naruszeń MPH przez stronę rosyjską, choć jednoznacznie stwierdzono, że wskazane naruszenia strony ukraińskiej w żaden sposób nie usprawiedliwiają bezprawnych ataków armii rosyjskiej. Tym samym, wyraźnie wskazano, że ten akurat raport dotyczy przewinień ukraińskich i to właśnie stało się powodem ogromnej krytyki, która spadła na Amnesty International w kolejnych tygodniach.
Jak wspomniano powyżej, w raporcie wskazano, iż ukraińska taktyka wojenna stanowi bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia ludności cywilnej. Dokładnie chodzi o rozmieszczanie baz wojskowych w pobliżu obiektów cywilnych, co w oczywisty sposób naraża te ostatnie (i przebywającą w nich ludność) na ataki strony rosyjskiej. Jest to zresztą praktyka powszechnie stosowana w konfliktach wojennych: podobne zarzuty AI stawiała stronie czeczeńskiej w konflikcie z nota bene również Rosją. Wówczas Czeczenom zarzucono wręcz zamierzone działania mające na celu ściągnięcie uderzeń na cywilów po to, by na arenie międzynarodowej utrwalić wizerunek Czeczenii-ofiary i Rosji-agresora. W przypadku wojny na Ukrainie aż tak mocne stwierdzenie ze strony AI nie padło, co jednak nie zmienia faktu, że przedstawione zarzuty oznaczają ni mniej, ni więcej tylko to, że wojsko ukraińskie świadomie i celowo naraża swych pobratymców na ataki ze strony Rosji. Przy takim ujęciu sprawy nie sposób się dziwić, że po stronie ukraińskiej – od najwyższych szczebli władzy aż po zwykłych obywateli – zawrzało. Oburzenie wyrazili wszyscy czołowi politycy ukraińscy wskazujący, że jest to przykład jawnej niesprawiedliwości i stronniczości organizacji, która dokonała de facto zrównania przewinień obu stron konfliktu. Warto zauważyć, że strona ukraińska nie próbowała zaprzeczyć temu, że ludność cywilna cierpi wskutek działań wojennych ani temu, że bazy bywają lokowane w miejscach, w których stanowią dla niej zagrożenie. Tego jednak wymaga sytuacja wojenna i konieczność działania na bieżąco, wobec posuwania się wroga naprzód. Zdecydowanie jednak potępiono stawianie na równi naruszeń, których dopuszczają się obie strony konfliktu. Rosyjska czyni to bowiem w ramach zbrodniczej napaści na suwerenne państwo, Ukraina zaś broniąc swego przetrwania.
Znaczącym wyrazem sprzeciwu wobec takiej treści raportu jest odejście z pracy szefowej ukraińskiej AI, która jednoznacznie odżegnała się od jego treści. Dymisja jest zresztą zwieńczeniem protestów, jakie przez cały okres prac nad raportem prowadzili pracownicy ukraińskiej AI. Mimo wielokrotnych apeli o wstrzymanie jego publikacji, organizacja zdecydowała inaczej i dokument ujrzał światło dzienne. Dopiero następnego dnia, 5 sierpnia, na stronach AI pojawiło się sprostowanie, w którym jednoznacznie potępiono rosyjską napaść na Ukrainę i po imieniu wskazano agresora i ofiarę. Jednocześnie, zaznaczono, że zachowanie bezstronności i fakt, iż celem nadrzędnym Amnesty jest zawsze monitorowanie sytuacji ludności cywilnej, powodują, iż nie sposób nie zauważyć naruszeń MPH również przez stronę ukraińską. Sam raport pozostał na stronie organizacji, w otwartym dostępie dla wszystkich czytelników.
Ocena raportu i racji leżących tak po stronie Ukrainy, jak i Amnesty International, należy oczywiście do każdego z osoba. Nie ulega wątpliwości, że na pierwszy rzut oka treść raportu z 4 sierpnia wydaje się nie tylko kontrowersyjna, ale wręcz oburzająca. Twierdzenia o ‘naruszeniach MPH przez Ukrainę’, czy ‘zagrożeniach dla ludności cywilnej niesionych przez armię ukraińską’ w kontekście dramatu, jaki państwo to przeżywa od lutego 2022, budzą sprzeciw i uzasadnione pytanie, czy aby na pewno chodzi o Ukrainę? Czy określenia te nie miały dotyczyć strony rosyjskiej? Taki jest naturalny, ludzki odbiór informacji przedstawionych przez AI. Istnieje jednak druga strona medalu, która w żaden sposób nie zmienia właściwości takiego odbioru. Otóż, pamiętać należy, że rolą AI nie jest potępianie agresora i obrona ofiary, a konsekwentne, efektywne monitorowanie i piętnowanie naruszeń międzynarodowych zwyczajów prowadzenia wojny. Istotą tej działalności organizacji jest w pierwszej kolejności bezstronność i obiektywizm, brak zaangażowania po żadnej ze stron i maksymalnie możliwe powstrzymywanie się od ocen. Sam więc fakt wskazania przez AI tego, że wojsko ukraińskie dopuszcza się praktyk niezgodnych z prawem międzynarodowym nie jest niczym szczególnym i wręcz wpisuje się w jej statutową działalność. Wydaje się jednak, że w niewystarczający sposób wybrzmiało to, iż Ukraińcy zostali zmuszeni do takich działań agresją Rosjan i nie pozostawiono im ani czasu na opracowanie taktyki obrony, ani nie dano szansy na przygotowanie infrastruktury wojennej. W tym więc kontekście wytykanie im błędów w zakresie sposobu prowadzenia walki, choć zgodne z prawem i rzeczywistością, stanowi poważne faux pas w kontekście ludzkich odczuć, które towarzyszą przytłaczającej większości obserwatorów wojennej zawieruchy. Innymi słowy, AI energię włożoną w przygotowanie raportu wskazującego błędy strony ukraińskiej włożyć mogła w prace nad analogicznym dokumentem dotyczącym rosyjskiego agresora. Nie oznacza to, by o błędach po stronie ukraińskiej nie mówić w ogóle, ale ważnym jest zachowanie proporcji i nazywanie po imieniu ofiary i kata. A tutaj tego zabrakło, co tak szacowną i zasłużoną organizację, jak Amnesty International naraża na uzasadnioną krytykę i utratę wiarygodności